Czy zebry liczą kalorie?

563
Rate this post

Często oglądam filmy przyrodnicze, i przyznam szczerze, nie widziałam nigdy otyłej zebry ani lwa. Bliżej, w lesie Kabackim, nie zdarzyło mi  się spotkać otyłej sarny. Czyżby zebra, lew i sarna chodziły do jakiegoś tajemniczego dietetyka piszącego dla nich jadłospisy z uwzględnieniem wartości kalorycznej?  Czy ktoś im mówi, co jest dla nich dobre, a co złe i jaki pokarm sprawi, że będą trzymać linię? Ba, nie słyszałam o żyrafie z cukrzycą, ani o zającu który by miał za wysoki cholesterol… Czyżby zwierzęta posiadły jakąś tajemną wiedzę?

Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że artykuł nie dotyczy sportowców, ani pacjentów szpitalnych, lecz przeciętnego Kowalskiego, który pracuje 8 godzin (lub więcej), czasami ćwiczy , czasami nie, odżywia się tym, co w supermarkecie, czyta różne żywieniowe nowinki, stosuje się do coraz to bardziej wydumanych diet, i czasami już nie wie, o co chodzi, gdy mało i „zdrowo” je, a waga ani rusz.

Jonathan Bailor, autor książki „The Calorie Myth” (którą serdecznie polecam wszystkim liczącym kalorie) pracował na siłowni jako trener i nie mógł zrozumieć, jak to możliwe, że doradza klientom, którzy chcieli schudnąć, by ćwiczyli więcej, jedli mniej tłustych produktów i liczyli kalorie, a oni wciąż nie chudli. A czasami chudli, a potem tyli więcej. Postanowił  przejrzeć badania naukowe. Okazało się, że nie ma żadnych, które by potwierdzały teorię, że im mniej jemy tym więcej tłuszczu spalamy. Nie ma też  badań potwierdzających związek spożycia tłuszczu z odkładaniem tłuszczu „w boczkach”. Natomiast jest mnóstwo badań dotyczących tego, jak różne produkty wpływają na metabolizm i dlaczego liczenie kalorii nie sprawdza się, gdy chcemy schudnąć.

Nasz organizm to nie jest piec, do którego dorzucamy węgla. Nasz organizm to laboratorium chemiczne, w którym zachodzą skomplikowane reakcje biochemiczne. Warto patrzeć na jedzenie przez pryzmat INFORMACJI jakie dostarcza do naszych komórek, a nie przez pryzmat kalorii do spalenia. Tych informacji nasz organizm potrzebuje, by właściwie sobą zarządzać, by utrzymywać równowagę, odbudowywać komórki, zwalczać infekcje i wirusy, regenerować się itp.

Takie informacje, które często słyszymy w mediach, jak to przykładowo jeden cukierek więcej codziennie to 5 kg więcej rocznie, nie mają uzasadnienia naukowego. Zgodnie z taką logiką jedząc np. 300 dodatkowych kalorii  codziennie (baton, pączek), rocznie dostarczymy 109500 dodatkowych kalorii, a co za tym idzie w ciągu 30 lat przytyjemy ok 450 kilogramów.  Serio? Chyba wszyscy zgodzimy się, że tak się nie dzieje. No więc  o co chodzi?

Oprócz tego, że dostarczamy do naszego organizmu węglowodany, białka i tłuszcze, duże znaczenie w metabolizmie mają też minerały, witaminy oraz wydzielane przez nasz organizm hormony. Nastrój w jakim jesteśmy jedząc posiłek ma znaczenie. Wydzielany pod wpływem stresu kortyzol hamuje spalanie tłuszczu. Jedzenie małych, wysoko węglowodanowych i niskotłuszczowych posiłków co 2-3 godziny powoduje brak uczucia sytości i frustrację (nie mogę jeść, bo chcę schudnąć, ale jestem przeraźliwie głodny i nie mogę przestać myśleć o jedzeniu), a co za tym idzie zupełnie niepotrzebny stres dla naszego organizmu.

Świadomość oraz bycie tu i teraz podczas jedzenia są tak samo ważne, jak to co jemy. Gdy jemy w pośpiechu nasz mózg nie odnotowuje pochłanianych przez nas ilości jedzenia i wciąż jesteśmy głodni. Jedzenie to przyjemność. Odmawianie sobie przyjemności to frustracja. Frustracja to wyższy poziom kortyzolu. Wyższy poziom kortyzolu to brak możliwości spalania tłuszczu. Czasami to nie to, co jemy, ale to co myślimy gdy jemy, powoduje tycie. Samo myślenie o ciasteczkach powoduje wzrost poziomu insuliny, a co za tym idzie, nawet bez jedzenia, nasz organizm zachowa się tak, jak by zjadł ciasteczko. Zwierzęta sobie niczego nie odmawiają, jedzą gdy są głodne (lub gdy jest taka możliwość). Lew nie poluje non stop.

Inna zupełnie sprawa to modny ostatnio temat bakterii jelitowych. Naukowcy pracujący w ramach projektu „American Gut Project” odkryli bakterie odpowiedzialne za nadprogramową wagę niektórych osób. Okazało się, że organizm osoby posiadającej takie bakterie w jelitach „wyciągnie” więcej kalorii z tej samej ilości jedzenia, niż organizm osoby, która takich bakterii nie ma. I co w tedy z liczeniem kalorii?

Dla mnie najbardziej przekonujące jest, by patrzeć na jedzenie przez pryzmat informacji jakie dostarcza do naszych komórek. Jeśli jemy paczkę chipsów i wciąż jesteśmy głodni to dlatego, że nie dostarczyliśmy do naszego organizmu żadnych witamin i minerałów, więc wciąż jest głodny i domaga się więcej jedzenia. Jeśli zjemy kawałek mięsa z sałatką, organizm nie domaga się więcej. Nie miałam do tej pory pacjenta, który objadałby się kotletami z surówką. Natomiast ciastkami, pizzą, makaronem i chipsami objada się wielu, którzy mają problem z wagą. Dlatego po obiedzie z dwóch dań – zupie i drugim daniu złożonym z kawałka mięsa czy ryby oraz warzyw, nie odczuwamy głodu do kolacji. I wystarcza nam kostka gorzkiej czekolady jako deser (jeśli lubimy słodycze;-). Tymczasem są pacjenci liczący kalorie, a uwielbiający słodycze, którzy wolą zjeść ciastko zamiast obiadu, po godzinie są znowu głodni (i sfrustrowani), ale bilans kaloryczny im się zgadza. A potem do tego dochodzą wycieczki do lodówki nocą, bo głodny organizm będzie się domagał jedzenia i żadna silna wola temu nie zaradzi. Potem opowiadają, że nie potrafią się powstrzymać itp. To nie jest brak silnej woli, tylko biologia, z którą nie wygramy. Jeśli nie dostarczymy naszemu organizmowi tego, co mu potrzebne do funkcjonowania, będzie nam wciąż wysyłał sygnały, że jest głodny.

Jakość produktów, a nie tylko ilość ma znaczenie. W odchudzaniu naprawdę nie chodzi o to, by sobie odmawiać. Gdy zaczynamy jeść prawdziwe jedzenie (warzywa, mięso, ryby, jaja, orzechy, owoce, zdrowe tłuszcze), nasz organizm nie domaga się więcej. Znika też ochota na słodkie.  Ważne jest też skąd pochodzi nasze jedzenie, co jadła krowa, którą zjadamy, na jakiej glebie wyrosła marchewka. Na dłuższą metę to jest dużo ważniejsze niż ilość. Dzik czy jeleń nie odgrzewają w mikrofalówce pizzy z listą składników długą, jak litania do NMP. Jedzą proste, nieprzetworzone rzeczy.

Nauka idzie do przodu. Naukowcy sami przyznają, że mylili się w sprawie szkodliwości tłuszczów nasyconych. Mit dotyczący cholesterolu został już oficjalnie obalony, a mimo to lekarze wciąż przepisują leki na jego obniżenie. Tak samo upieramy się przy liczeniu kalorii, nawet gdy efekty są odwrotne do zamierzonych. Winę zrzucamy na brak silnej woli. Nasza biologia jest silniejsza niż nasza silna wola. A nasz organizm robi zawsze to, co dla niego najlepsze i do czego przystosował się ewolucyjnie. Głód oznaczał dla naszych przodków, że trzeba było gromadzić a nie spalać tłuszcz w komórkach. Stres podczas ucieczki przed tygrysem hamował metabolizm, gdyż wszystkie siły organizmu były skoncentrowane na efektywnej ucieczce. Może już nie uciekamy przed tygrysem, ale i tak chodzimy permanentnie zestresowani pracą  i codziennym życiem,  a nasz organizm nie odróżnia różnych rodzajów stresu.

Ważne jest co jemy, jak i gdzie jemy, oraz co wtedy myślimy.