Król jest nagi, a królowa? – L-karnityna

378
Rate this post

Bezwzględnie królową suplementacyjnych zakupów jest ostatnimi czasy L-karnityna. Jeszcze niedawno sprzedawana „solo”, dziś ma wiele rozmaitych postaci. Można ją kupić w towarzystwie innych składników (na przykład zielonej herbaty), występuje w mega kapsułkach (sprawiających niektórym trudności w przełykaniu), żelach, a nawet jako dodatek do napojów energetycznych. Skąd ta popularność? Złośliwie można powiedzieć – z ogromnych budżetów reklamowych firm, które ją sprzedają. Co zatem mówi reklama?

– Stosowanie L-karnityny przed ćwiczeniami zwiększa produkcję energii pochodzącej z tłuszczu. L-karnityna zwiększa wydolność organizmu, przeciwdziała zmęczeniu oraz znacznie przyspiesza redukcję tkanki tłuszczowej. L-karnityna ogranicza też tworzenie i magazynowanie tłuszczu w organizmie.

Inny producent poleca L-karnitynę niemal wszystkim, osobom odchudzającym się (bo L- karnityna przyspiesza procesy spalania tłuszczów w organizmie i ogranicza występowanie efektu „jo-jo”). Sportowcom, (bo pomaga zregenerować się po treningu), wegetarianom (których dieta jest uboga w L-karnitynę, ponieważ jej podstawowym źródłem w pożywieniu jest mięso), a nawet ludziom po 40-tce, (bo dostarczanie z zewnątrz L-karnityny ogranicza ryzyko wystąpienia zawału serca i miażdżycy).

Potężny przemysł farmaceutyczny i sportowy stara się, abyśmy w to wszystko uwierzyli. Tymczasem przyswajalność karnityny dostarczonej z pożywienia jest bardzo duża, czego nie można powiedzieć o tej przyjmowanej w postaci kapsułek (przyswajalność rzędu kilkunastu procent). Co więcej. Ludzie zdrowi, odżywiający się w normalny sposób i nie mający problemów z metabolizmem nie mają w ogóle niedoborów L-karnityny (dotyczy to także lakto-ovo-wegetarian). Wniosek z tego taki, że suplementacja karnityną przynosi efekty zbliżone do stosowania placebo, a pieniądze na nią wydane można spożytkować na środki, których moc spalania tłuszczu, oprócz tego, że oczywista, jest o wiele potężniejsza.

Niektórzy jednak jej używają i (jakieś) rezultaty widzą.

– Długo zastanawiałem się czy wspomóc organizm w walce z tłuszczykiem. Kilku znajomych już dużo wcześniej poddało się działaniu rozmaitych proszków, tabletek i płynów o różnej sile, więc przy nich wyglądałem dość śmiesznie zastanawiając się czy łykać L-karnitynę czy nie – mówi pan Bartosz z Bydgoszczy (29 lat).- Zapoznawałem się z branżową literaturą, czytałem trochę na internetowych forach. Głównym problemem były skutki uboczne brania czegokolwiek, a ja jako laik w tym temacie, myślałem, że także po L-karnitynie będą mi wyskakiwać pryszcze albo będę się nadmiernie pocił. Prawda jest jednak taka, że L-karnityna to „witaminka”, bez skutków ubocznych. Przy regularnym zażywaniu zgodnym z wytycznymi (godzinę przed wysiłkiem fizycznym) efekt jest!! Schudłem w pasie znacznie, a głównie o to walczyłem, bo nie mogłem zmieścić się w spodnie od ślubnego garnituru. Ostro się jednak katowałem biegami i na dobrą sprawę nie wiem, czyja to zasługa – suplementu czy moich biegów. Ogólnie, spróbować nie zaszkodzi, tym bardziej, że L-karnityna nie ma właściwie negatywnych skutków, co dla zaczynających swoją przygodę z różnymi specyfikami może być sporym atutem – uważa Bartosz.

Przykładowe ceny i producenci:
(Trec) – L-karnityna 60 caps (po 1200 mg w każdej) – 19,90
(ReDual) L-karnityna w żelu do nakładania na skórę, 500 ml – 49.90
(Activita) L-karnityna + L-arginina – 30 caps (po 1000 mg w każdej) – 51,00