Przypomniała mnie się historia z pierwszym kontaktem z tym rodzajem herbaty. Nie ukrywam, że było to mnie novum, a że lubię eksperymenty to zamówiłem sobie w jednej z lubelskich kawiarni białą herbatę Lychee
Kwiat Lychee (czyt. liczi)
Zanim przejdę do meritum sprawy – czyli mojego pierwszego kontaktu z białą herbatą – warto dowiedzieć się więcej o tym kwiecie.
Jest to herbaciany specjał najwyższej jakości (nie ma się co dziwić, zapłaciłem za niego 14zł). Egzotyczny, różowy kwiat owocu Lychee otulony listkami chińskiej herbaty. Najciekawsza rzecz w tej całej „kuleczce” to, to, że po zalaniu gorącą wodą zaczyna „kwitnąć” – otwiera się. Jak się okazuje listki te są ręcznie zwijane wokół kwiatu, co sprawia, że chińczyków napawa to dumą, jako o dziele herbacianej sztuki.
Podobnie jak w przypadku Yerby, jedna kulka wystarczy na kilkukrotne zalanie.
A było tak
Zamówiłem sobie tą herbatkę, pani mi to ładnie przyniosła. W przezroczystym naczyniu, aby było widać jak kwiat kwitnie. Jako, że to był mój pierwszy kontakt z białą herbatą to paru rzeczy o niej nie wiedziałem i po odczekaniu około 2-3 minut nalałem sobie całą filiżankę. Było to dla mnie dziwne, że biała herbata jest przezroczysta… i smakuje jak najzwyklejsza woda ;). Widocznie tak ma być (hehe). Jak się potem okazało, parzenie musi trochę potrwać. Po około 8 minutach, herbata zmieniła kolor, kwiat ładnie się otworzył i nie smakowało jak zwykła woda ;).